poniedziałek, 8 czerwca 2020

W oczekiwaniu na dziecko


Gdy dowiedziałam się o ciąży zaczęłam panikować. Nie na początku, ale już po ustabilizowaniu się sytuacji z maleństwem i po powrocie do domu. Za wszelką cenę chciałam kupić jakiś poradnik, w którym byłaby zawarta gotowa recepta jak być dobrą mamą i jak nie oszaleć z powodu zmian zachodzących w organizmie.

Nie podobało mi się, że nad własnym ciałem nie mam zupełnie kontroli. Że wszystko kręci się wokół spania, nudności i częstego rozwolnienia… Nie podobało mi się, że biust rośnie i boli tak, jakby ktoś wbijał w niego naostrzone żyletki. Że nie mogę spać w nocy i podjadam suchary, żeby uniknąć wymiotów. Że ochota na seks przepadła- jak myślałam wtedy bezpowrotnie. Jednak z każdym kolejnym tygodniem, z każdą wizytą u lekarza o dziwo było lepiej. Nudności ustały a zastąpiły je zachcianki na paprykarz szczeciński, którego wcześniej nie jadłam, galaretkę z kopyt i kanapki z żółtym serem.
Moja kochana, nieoceniona siostra poleciła z pewnego źródła podręcznik dla przyszłych matek pt „W oczekiwaniu na dziecko”, kupiłam choć z początku planowałam przymierzyć się do innego tytułu ( „Ciężarówką przez 9 miesięcy”), pewnie ze względu na zawód męża 😊 

Jednak nie żałuję. Podręcznik jest ciekawy, dobrze napisany a przede wszystkim nie skomplikowany. Co w moim stanie zaćmienia umysłu jest bardzo istotne. Każdy miesiąc jest szczegółowo opisany, są pytania i odpowiedzi i duża czcionka co również nie jest bez znaczenia, gdyż stałam się ślepa niczym kret. Oczywiście nie ma tam wzmianki o matkach z niepełnosprawnością ale nie oszukujmy się, wcale jej się nie spodziewałam. Byłabym w szoku, gdyby się pojawiła a i może ten blog w ogóle by nie powstał. Podsumowując: mając ten poradnik na półce trochę mniej świruję a i maluszek przez to jest spokojniejszy i może jak Bóg pozwoli nie urodzi się wariatem. Pozdrawiam wszystkie zafiksowane mamuśki i zachęcam do wrzucania w komentarzach swoich refleksji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz