
Nie podobało mi się, że nad własnym ciałem nie mam zupełnie
kontroli. Że wszystko kręci się wokół spania, nudności i częstego rozwolnienia…
Nie podobało mi się, że biust rośnie i boli tak, jakby ktoś wbijał w niego
naostrzone żyletki. Że nie mogę spać w nocy i podjadam suchary, żeby uniknąć
wymiotów. Że ochota na seks przepadła- jak myślałam wtedy bezpowrotnie. Jednak
z każdym kolejnym tygodniem, z każdą wizytą u lekarza o dziwo było lepiej. Nudności
ustały a zastąpiły je zachcianki na paprykarz szczeciński, którego wcześniej
nie jadłam, galaretkę z kopyt i kanapki z żółtym serem.
Moja kochana, nieoceniona siostra poleciła z pewnego źródła
podręcznik dla przyszłych matek pt „W oczekiwaniu na dziecko”, kupiłam choć z początku
planowałam przymierzyć się do innego tytułu ( „Ciężarówką przez 9 miesięcy”),
pewnie ze względu na zawód męża 😊
Jednak nie żałuję.
Podręcznik jest ciekawy, dobrze napisany a przede wszystkim nie skomplikowany.
Co w moim stanie zaćmienia umysłu jest bardzo istotne. Każdy miesiąc jest szczegółowo
opisany, są pytania i odpowiedzi i duża czcionka co również nie jest bez
znaczenia, gdyż stałam się ślepa niczym kret. Oczywiście nie ma tam wzmianki o
matkach z niepełnosprawnością ale nie oszukujmy się, wcale jej się nie spodziewałam.
Byłabym w szoku, gdyby się pojawiła a i może ten blog w ogóle by nie powstał. Podsumowując:
mając ten poradnik na półce trochę mniej świruję a i maluszek przez to jest
spokojniejszy i może jak Bóg pozwoli nie urodzi się wariatem. Pozdrawiam
wszystkie zafiksowane mamuśki i zachęcam do wrzucania w komentarzach swoich
refleksji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz