poniedziałek, 8 czerwca 2020

Dwie kreski na teście


Będę mamą. Mamą z trudnościami, mamą z niepełnosprawnością o niechlubnych symbolach R-05 a nawet  N-10. 
Nie da się ukryć, że według klasyfikacji ICD 10 jest to niepełnosprawność ruchowa jak i neurologiczna. Nie da się ukryć i nie czuć. Ale wszystko po kolei. Tak będzie łatwiej. Nie planowałam tej ciąży, tak samo jak nie planowałam poznania męża czy w ogóle ślubu. Bo do niedawna nie było nikogo odpowiedniego na horyzoncie, żeby choć przez chwilę pomyśleć o tym na poważnie, a nie tylko w sferze odległych marzeń. Oczywiście przez te wszystkie lata, bo trzeba Wam wiedzieć, że mam 34 z lekką górką; pojawiali się mężczyźni, którzy mogli być potencjalnymi tatusiami, jednak jakoś się po prostu nie składało. A i diagnoza lekarska nie napawała optymizmem. Zespół policystycznych jajników nie pozostawiał żadnych wątpliwości. Z biegiem czasu oswoiłam się z myślą, że nie dane mi będzie macierzyństwo i po prostu żyłam.

Wszystko się zmieniło, kiedy we wrześniu tamtego roku, po przeprowadzce do małego miasteczka na Mazurach poznałam dzięki technologi internetowej -swojego męża. Przy nim dawno zakopane pragnienia wypełzły na światło dzienne i znowu zaczęłam myśleć o założeniu rodziny. Oczywiście nie sądziłam, że wszystko potoczy się tak szybko, bo zaledwie po miesiącu znajomości miałam na koncie status narzeczonej a w marcu tego roku już żony. Jednak zanim na moim palcu pojawiła się ślubna obrączka to najpierw o 4.00 rano któregoś styczniowego dnia pojawiły się dwie czerwone kreseczki na teście ciążowym. Nie chciałam go w sumie robić, nie chciałam przeżyć kolejnego rozczarowania i łez na sedesie. Jednak dla świętego spokoju zrobiłam. No i się stało. Obudziłam cały blok krzycząc, że są dwie kreski i co my teraz zrobimy... 
Potem dla pewności zrobiłam jeszcze jeden, a gdy i on okazał się pozytywny trzeba było pójść do lekarza. I oczywiście poszłam do nieodpowiedniego, który w swojej głupocie źle policzył tygodnie ciąży i sprawił, że posiwiałam w tydzień. Wszystko jednak się dobrze skończyło, wyszłam ze szpitala, znalazłam dobrego lekarza i tak się powoli turlam do października. 

W sieci jest mnóstwo blogów i artykułów na temat tego błogosławionego stanu, ale nie znalazłam żadnego na temat matki z mózgowym porażeniem dziecięcym. Miałam nadzieję, że moja choroba, nabyta przecież a nie genetyczna nie będzie miała wpływu na przebieg ciąży, o jak bardzo się myliłam! 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz