Będę mamą. Mamą z trudnościami, mamą z niepełnosprawnością o
niechlubnych symbolach R-05 a nawet N-10.
Nie da się ukryć, że według klasyfikacji ICD 10 jest to
niepełnosprawność ruchowa jak i neurologiczna. Nie da się ukryć i nie czuć. Ale
wszystko po kolei. Tak będzie łatwiej. Nie planowałam tej ciąży, tak samo jak
nie planowałam poznania męża czy w ogóle ślubu. Bo do niedawna nie było nikogo
odpowiedniego na horyzoncie, żeby choć przez chwilę pomyśleć o tym na poważnie,
a nie tylko w sferze odległych marzeń. Oczywiście przez te wszystkie lata, bo
trzeba Wam wiedzieć, że mam 34 z lekką górką; pojawiali się mężczyźni, którzy
mogli być potencjalnymi tatusiami, jednak jakoś się po prostu nie składało. A i
diagnoza lekarska nie napawała optymizmem. Zespół policystycznych jajników nie
pozostawiał żadnych wątpliwości. Z biegiem czasu oswoiłam się z myślą, że nie
dane mi będzie macierzyństwo i po prostu żyłam.
Wszystko się zmieniło, kiedy we wrześniu tamtego roku, po
przeprowadzce do małego miasteczka na Mazurach poznałam dzięki technologi
internetowej -swojego męża. Przy nim dawno zakopane pragnienia wypełzły na
światło dzienne i znowu zaczęłam myśleć o założeniu rodziny. Oczywiście nie
sądziłam, że wszystko potoczy się tak szybko, bo zaledwie po miesiącu
znajomości miałam na koncie status narzeczonej a w marcu tego roku już żony.
Jednak zanim na moim palcu pojawiła się ślubna obrączka to najpierw o 4.00 rano
któregoś styczniowego dnia pojawiły się dwie czerwone kreseczki na teście ciążowym.
Nie chciałam go w sumie robić, nie chciałam przeżyć kolejnego rozczarowania i
łez na sedesie. Jednak dla świętego spokoju zrobiłam. No i się stało. Obudziłam
cały blok krzycząc, że są dwie kreski i co my teraz zrobimy...
Potem dla pewności zrobiłam jeszcze jeden, a gdy i on okazał
się pozytywny trzeba było pójść do lekarza. I oczywiście poszłam do
nieodpowiedniego, który w swojej głupocie źle policzył tygodnie ciąży i
sprawił, że posiwiałam w tydzień. Wszystko jednak się dobrze skończyło, wyszłam
ze szpitala, znalazłam dobrego lekarza i tak się powoli turlam do
października.
W sieci jest mnóstwo blogów i artykułów na temat tego
błogosławionego stanu, ale nie znalazłam żadnego na temat matki z mózgowym
porażeniem dziecięcym. Miałam nadzieję, że moja choroba, nabyta przecież a nie
genetyczna nie będzie miała wpływu na przebieg ciąży, o jak bardzo się
myliłam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz